Potrzebne będą:
- ziemniaczki, o niewielkim rozmiarze, oskrobane z 6 sztuk
- dwa pomidory obrane ze skórki
- boczek surowy, pokrojony w cienkie paseczki
- mała młoda cebulka
Wstawiam ziemniaki. Boczek, pokrojony w paseczki wrzucam na patelnię, na odrobinę oliwy. On sobie skwierczy radośnie i nie potrzebuje dużo uwagi. Można delikatnie posolić, wtedy nie będzie pryskał. Jedyne co trzeba zrobić to go przewrócić na drugą jeszcze niezrumienioną stronę.
W międzyczasie obieram pomidory, kroję na spore kawałki, wrzucam posiekaną cebulkę. Doprawiam balsamico i oliwą. Solę i pieprzę.
Ziemniaczki gotujemy jak zwykle. Kiedy się ugotują, odlewamy wodę i odparowujemy. Nie wyłączamy gazu dodajemy łyżeczkę masła i podrzucamy, aż się rozpuści i sprawi, że nasze ziemniaczki będą się błyszczeć. W tym momencie posypujemy je hojnie koperkiem. Ja lubię mrożony. I mielony świeżo pieprz wprost na te okrągłe śliczności. Kilka razy potrząsam.
Na gotowe ziemniaki przekładam boczunio razem z tłuszczykiem. Mieszam i dodaję pomidory. Delikatnie mieszam. Czekam chwilkę, żeby ziemniaki wchłonęły w siebie ten boski sosik, który wypuściły pomidorki.
Zajadałam ze smakiem, więc nie zrobiłam zdjęć. Z wyższością patrzyłam na najzwyklejszy w świecie (choć skomplementwoany) kotlet schabowy. Moja sałatka obiadowa znikała szybko. Rozgniatałam widelcem ziemniaki, by jak najwięcej płynów pochłonęły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz