Kiedy remont się kończy przychodzi czas chwalenia. Parapetówka. Siedzę więc cały dzień w kuchni, tworząc. Mąż w pewnym momencie wpada i mówi, że może to już wystarczy :) A ja w swoim żywiole. Oczywiście dzień wcześniej uważnie studiuję sieciowe inspiracje. Zaglądam do swojej książki z przepisami, które zbieram od lat. To cudowne, że z jednego przepisu można zaczerpnąć tylko troszkę, by na tej podstawie tworzyć dalej. Właśnie tak powstały te trufelki. Nawet nie zapisałam przepisu, utkwił w głowie i czekał.
Te małe papilotki kupiłam już dawno. Wyobraziłam sobie, że będę piec takie maluteńkie muffinki. Nigdy to nie nastąpiło. Przeczekały remont w kartonie kuchennym upchniętym głęboko w piwnicy. Są idealne na takie trufelki, wyglądają uroczo, a trufelek jest na jeden gryz.
składniki:
- 250 g gorzkiej czekolady (można pół na pół z mleczną)
- szklanka wiórków kokosowych
- odrobina ekstraktu waniliowego (naprawdę kropelka)
- duża łyżka rumu
Czekoladę rozpuściłam w kąpieli wodnej, zdjęłam z gazu dodałam pozostałe składniki i wymieszałam. Odstawiłam na chwilę do lodówki i wzięłam się za toczenie słodkich kuleczek. Część obtoczyłam w wiórkach kokosowych, część w biały, a część w brązowym cukrze.
Wyłożone na talerz wyglądają ślicznie, ręka sama po nie sięga.
Smacznego!
To fakt, wyglądają ślicznie. Zapewniam że ręka sięga po nie sama nawet wiedząc, że napotka po drodze szklany ekran ;-)
OdpowiedzUsuńDzięki :) Pierwsze kroki trufelkowe i fotograficzne :)
OdpowiedzUsuń