środa, 20 lipca 2011

Śniadanie dla łasuchów

Co niedzielę... naprawdę z imponującą regularnością, mój mąż robi to śniadanie. Jest to śniadanie niezwykłe, bo mąż wstaje wcześniej, nastawia kawę na gaz i bierze się za robotę, a mnie kilka chwil później budzi wspaniały zapach kuszący z kuchni. Niezwykłość tego śniadanie polega również na tym, że jemy je co tydzień, chociaż w ciągu roku to co drugą niedzielę, bo ja wstaję wcześnie i biegnę na uczelnię.
Nawet nie wiem, jak się to nazywa. Widziałam coś podobnego w kuchni francuskiej, ale nie sądzę, że mój teść szukał tam inspiracji wiele lat temu, kiedy sam robił to na śniadanie. A mój ukochany serwuje je mnie.
Ważne jest, żeby pieczywo kupić dwa dni wcześniej, świeże się rozpada. Potrzebne dwa podłużne pojemniczki.


Pyszne śniadanie
dla dwóch bardzo głodnych osób, lub 3 średnio głodnych.
Bułka wrocławska
Pojemnik z mlekiem (na oko - dolewam po prostu)
Pojemnik z 4 roztrzepanymi jajkami


Pociąć bułkę na 2-3 cm plastry, na ukos. Moczyć plaster w mleku, odciskając nadmiar płynu. Po czym zamoczyć w jajku i również odcisnąć. Smażyć na rozgrzanym oleju - z obu stron na złoto, olej trzeba dolewać.


Najlepsze są z syropem klonowym, miodem. Pyszne też są z jogurtem i dżemem malinowym...


Jak myślę o tym śniadaniu to ślinka mi cieknie. Do tego wielki kubas czarnej kawy. Mój mąż obie te rzeczy robi naprawdę wyborne...

1 komentarz:

  1. ja to nazywam tosty francuskie :) i masz rację - są przepyszne!

    OdpowiedzUsuń